Mini regaty na Gardzie

Powoli dobiega koniec zgrupowania. Dla nas („Baza” Mrągowo), dla Giżycka oraz Pucka. Jutro ostatni dzień pływania i naszych wewnętrznych regat. Pakowanko na przyczepę i do domu.

Na wodzie trzymamy normę czasową – codziennie spędzamy tu około 7 godzin. Wczoraj mieliśmy dzień dziecka i spłynęliśmy godzinę wcześniej. Ci co nie zdążyli z ostatnim ćwiczeniem (pływanie bez steru) zostali dodatkowe 30 minut. Zaliczyli parę gleb i dołączyli do reszty.

Zwykle było półtorej godziny rozgrzewki. Zwroty, rufy na gwizdek, mały śledź i tak dalej. Następnie kilka wyścigów w swoim gronie i dołączaliśmy do grupy z Giżycka. Potem dopływał  jeszcze Puck, Goleniów, LKS Charzykowy i jeden Rosjanin. W sumie na linii startu można było doliczyć się około 40 optimistów.

Nie mamy mistrza. W czołówce najczęściej można było zobaczyć: Julkę, Magdę, Konrada, Monikę, Kasię, jej brata no i mnie. Rzadziej, ale jednak, spotykaliśmy tu Wojtka, Filipa, Bartka, Emilkę i Michała. Czasami trafiały się jakieś przypadkowe osoby. Muszę się przyznać, że póki co żadnego wyścigu  nie wygrałam. Zawsze przyjeżdżałam 2 albo 3. Nigdy gorzej, ale nigdy też lepiej. Jednak ja nie mam takiej motywacji jak żeglarze z Giżycka. Za wygrane wyścigi nie dostaję czekoladowych pieniędzy :)

Dzisiaj zrobiliśmy dwa wyścigi, które zostały zapisane do naszych regat. Wiatr około 3B. Pierwszy bieg odbył się bez przeszkód. Trasa: 1,2,3,2,3 i meta. Wygrała Julka.  W drugim było trochę niespodzianek (wygrał Bartek). Wszyscy płynęli jak zawsze na czuja, bo nikt nie widzi bojki. Nagle dopływamy do 2 i od trenerów dowiadujemy się, że jedynka jest daleko po prawej pod skałami. Tak więc cała czołówka spadła na 20 pozycje, jak nie gorzej. No ale przecież nie przerwiemy wyścigu – jedziemy dalej. Udało mi się nadrobić i wskoczyłam na moją ulubioną 2 pozycje. Nie wszyscy mieli tyle szczęścia co ja np. Monika skończyła 13, a Konrad 12.

Każdy odczuwa już zmęczenie. Jednym objawia się ono w bólach mięśni i kolan, innym w formie wysypki na dłoniach i krwawiących ran na kciukach, ale dajemy radę. Większość oczekuje soboty. Ja pomęczę się jeszcze tydzień na wodzie. No ale w końcu sama tego chciałam.

fot. Tomasz Szawkowski

Dodaj komentarz

Adres elektroniczny nie będzie publicznie widoczny.

*

*