Nareszcie Garda
Nareszcie u celu!
Nasza podróż trwała jedynie 66 godzin (od 9.00 rano 17 marca do 1.00 20 marca). Po drodze zmagaliśmy się z najróżniejszymi przeciwnościami losu. Jak nie awaria samochodu to śnieżyca. Widoczność prawie zerowa. Do tego światła się psuły i blondynka nie kontaktowała (nasz GPS).
Za to pierwszy dzień astronomicznej wiosny przywitaliśmy już w przepięknej włoskiej scenerii. Kto choć raz był na Gardzie, wie o czym mówię. Śmigamy w samych bluzach, a przy pracy (rozpakowywaniu) to nawet w krótkim rękawku.
Chociaż dojechaliśmy w środku nocy i spaliśmy w jakże cieplutkich pokojach, to dzisiaj wreszcie zeszliśmy na wodę. Trzygodzinny trening, w postaci paru długich halsówek, zleciał szybciutko.
Czujecie już wiosnę? Ja na pewno…
Dla porządku przypomnę tylko, że w tym roku wiosna przychodzi dwa razu. Dzisiaj (20 marca) rozpoczęła się astronomiczna, a jutro (21 marca) kalendarzowa – tzw. „Dzień Wagarowicza”. Kto się wybiera? Ja to już w sumie jestem na wagarach. Tzn. tych ze szkoły bo z treningów nie ucieknę – nie ma mowy.
Wiosny w sercu życzę wszystkim żeglarzom